Są w stanie wykonać każdą świecę, bo mają odpowiednie maszyny. Jednak z produkcji taśmowej zrezygnowali na rzecz pracy ręcznej. I dobrze, bo dzięki temu ich wyroby są jedyne w swoim rodzaju.
W ciągu dniówki jeden pracownik może zrobić nawet 80 świec. Galanteryjne, płaszczowe, liturgiczne, ozdobne, prasowane, ciągnione, odlewane... Hitem są świece z orłem, które zamawiają urzędy przy okazji oficjalnych wizyt. W zakładzie pracy chronionej w Szprotawie można sobie zamówić świece z dedykacją albo określonym wzorem.
Kiedyś wiedli prym
Przemysł związany ze świecami istnieje w Szprotawie od 260 lat. Początek dali mu pszczelarze, których na tych terenach nie brakowało. A wiadomo, że jednym ze składników potrzebnym do produkcji świec jest wosk, może być też pszczeli. Podstawowym surowcem jest jednak parafina. Rocznie przerabia jej się 200 ton. Świeca nie może też obyć się bez bawełnianego knota. By uzyskać piękne kolory, dodaje się barwniki. Załoga zakładu doszła do takiej wprawy, że mimo iż produkty powstają ręcznie, za każdym razem mogą mieć ten sam wzór i kolor.
Lata świetności fabryka świec przeżywała w 1979 r. Wtedy pracę miało tu 287 osób. - Produkowaliśmy cztery tysiące wyrobów rocznie - wspomina ówczesny prezes Jan Kubera. Dziś pełnomocnik zarządu i doradca finansowy. - Byliśmy wiodącym zakładem w Polsce. Spółdzielnie inwalidów miały wtedy wyłączność na robienie świec i zniczy.
Zakład pracuje nieprzerwanie od 1946 r. W jego historii robiono tu pasty do butów, naprawiano rowery. Dziś tylko świece, a w małych ilościach znicze. W związku z tym w halach produkcyjnych nie było ruchu przed dniem Wszystkich Świętych.
Robione ręcznie
Szprotawskie świece trafiają głównie na rynek niemiecki. Tam popularne są te ozdobne, wymyślne i bardzo kolorowe. Niemcy zapalają je do posiłku, lub by nadać pomieszczeniu odpowiedni nastrój. Inaczej niż u nas. Danuta Szozda z Małomic, która w zakładzie pracuje od 27 lat kupuje świece tylko wtedy, gdy zapowiadane są przerwy w dopływie prądu. Choć o świecach wie wszystko, w jej domu rzadko się je zapala.
Teraz zaczyna się gorący okres dla fabryki. Najwyższa sprzedaż ich wyrobów jest bowiem w miesiącach jesienno-zimowych. Martwy sezon to lato.
Wśród pracowników zakładu, który zatrudnia 54 osoby przeważają właśnie kobiety. Być może to wynik specyfiki pracy i tego, że wszystko robi się tu ręcznie. Mężczyźni żartują, że mają za grube palce do świec. - 100 procent naszej załogi to osoby niepełnosprawne - zdradza obecna prezes Grażyna Bator. - Praca jest dla nich najlepszą rehabilitacją. Przy kłopotach z zatrudnieniem nawet dla osób pełnosprawnych, zależy nam na tym, by utrzymać ten zakład.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.