22-letni Paweł Habirek z Kartowic koło Szprotawy wyszedł z domu w ubiegłą środę. Trzy dni później, w okolicach "Górki Miłości” znaleziono jego motorower i plecak, pływający w wodzie. Wczoraj ratownicy wyłowili jego ciało.
- Tego dnia syn pracował na drugą zmianę - wspomina mama, Barbara Habirek z Kartowic koło Szprotawy. - Zabrał plecak, do którego włożył śniadanie. Nic nie zapowiadało naszego nieszczęścia.
Babcia, Teresa Kozik chciała zrobić wnuczkowi kanapkę. - Powiedział mi: babciu, nie męcz się, przecież mam zdrowe ręce - mówi łamiącym się głosem pani Teresa. -Potem wsiadł na rometa i pojechał do pracy. To był ostatni raz, gdy widziałam Pawełka.
Zaginiony pracował przy maszynie, w zakładzie wytwarzającym drewniane elementy ogrodowe. Był zadowolony z zajęcia i wiązał z zakładem swoją przyszłość. Niedawno został ojcem, ale rozstał się z matką swojego dziecka. - W Nowy Rok poznał dziewczynę - wspomina mama. - I zmienił się diametralnie. Przestał pić, palić i było widać, że jest bardzo zaangażowany w nowy związek. Wcześniej myślał o wyjeździe z Polski, ale gdy ją poznał, postanowił zostać. Zrobił nawet prawo jazdy. Byliśmy szczęśliwi z powodu zmiany zachowania naszego jedynego dziecka. Czasami zdarzało mu się wrócić później lub zostać u kogoś, ale zawsze do nas dzwonił.
Rodzice nawet nie przeczuwali, że po raz ostatni zobaczą syna 23 lutego. Kilka dni później odnalazł się motorower chłopaka. Odebrał go ojciec, Stefan Habirek. - Romet był przypięty na kłódkę do drzewa - z trudem mówi mężczyzna. - Na kierownicy wisiał jego kask. Gdy to zobaczyłem, nogi się pode mną ugięły.
We wtorek 1 marca, w Szprotawie na Bobrze, w okolicach ul. Sobieskiego wypłynął plecak Pawła. Wewnątrz była kanapka, klucze i papiery od motoroweru. Wówczas rodzice zaczęli podejrzewać, że stało się coś strasznego. - Byliśmy przekonani, po wyjściu z domu musiał z kimś rozmawiać - przypuszczają Habirkowie. - Być może to go tak wzburzyło, że nie pojechał do pracy, tylko do Szprotawy.
Motywem śmierci Pawła mogła być zawiedziona miłość. Pani Barbara przyznaje, że kontaktowała się z dziewczyną syna. Dowiedziała się, że w ubiegłą środę z nim zerwała, wysyłając mu SMS-a. Być może to go wzburzyło i zaprowadziło nad Bóbr, na "Górkę Miłości” - w ulubione miejsce młodych i zakochanych. - Szukaliśmy zaginionego przez kilka dni - zaznacza starszy aspirant Waldemar Kasperowicz, rzecznik żagańskiej straży pożarnej. - Wczoraj do poszukiwań zaangażowaliśmy również płetwonurków oraz ratowników z psami, szkolonymi do poszukiwania śladów ludzi w wodzie. Przeczesywaliśmy zarówno rzekę, jak i jej brzegi, szukając Pawła. Jego ciało znaleźliśmy ok. godz. 15.00, zaś dwie godziny później zostało wydobyte na brzeg. Rodzina go rozpoznała. To z całą pewnością zaginiony.
Policja sprawdza wszystkie możliwości. O przyczynach śmierci chłopaka będzie można powiedzieć dopiero po sekcji zwłok.
- Trudno było go znaleźć, bo na Bobrze nurt jest bystry, są progi i sporo gałęzi, w które mógł się zaplątać - stwierdza wędkarz, łowiący ryby na brzegu rzeki.
Rodzice mówią, że przeczuwali najgorsze, że nie zobaczą już jedynego syna. Najtrudniej ze straszną prawdą pogodzić się babci, dla której wnuczek był oczkiem w głowie.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.