83-letnia Stanisława Sobczak wypadła sanitariuszom z niezabezpieczonego wózka. Kobieta złamała szyjkę kości udowej. Do wypadku doszło podczas transportu pacjentów z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego do budynku szpitala.
Starsza pani bardzo cierpi, chociaż stara się być dzielna. – W Zakładzie Opiekuńczo Leczniczym wszyscy byli dla mnie dobrzy – mówi słabym głosem. – Pielęgniarki się mną bardzo dobrze opiekowały. Było naprawdę wszystko w porządku. Tylko ten transport był straszny.
W ubiegły poniedziałek przewieziono wszystkich pacjentów ZOL-u z budynku przy al. Niepodległości do budynku głównego przy ul. Henrykowskiej 1. Decyzję o relokacji pacjentów podjęły nowe władze szpitala – spółka Nowy Szpital Szprotawa, która przejęła zarządzanie placówką miejską w 2010 r. – Budynek przy al. Niepodległości nie spełniał wymogów bezpieczeństwa pacjentów – zaznacza Jacek Jabczyński, asystent dyrekcji do spraw ZOL-u.
Pacjenci są bezpieczni - mówi dyrektor
– Transport pacjentów był maksymalnie bezpieczny – twierdzi Michał Sobolewski, dyrektor szpitala. – Pomagała nam policja, żeby karetki mogły bez przeszkód kursować.
Zawiedli jednak ludzie. Pani Stanisława była jedną z ostatnich, przewożonych pacjentek. – Sanitariusze posadzili mamę na wózku, bez podpórek pod stopy, nie była przywiązana do siedzenia – opowiada Janina Kuliniak, córka pacjentki. – Wynoszono ją bocznym, wąskim wyjściem. Zaczepiła nogami o ziemię i spadła z wózka głową w dół! Przeraziłam się, ale w pierwszej chwili mamę nic nie bolało. Pewnie była w szoku. Dopiero po przewiezieniu na nowe miejsce zaczęła się skarżyć na ból w biodrze i nodze.
A jednak złamanie
Lekarze w szpitalu zarządzili zdjęcie rentgenowskie. Okazało się, że to poważne złamanie. Po konsultacjach z lekarzami z ortopedii w Nowej Soli, noga pani Stanisławy została unieruchomiona w gipsowym korytku. Jednak pacjentka dalej leży w ZOL-u, bo szpital ma zakontraktowaną jedynie chirurgię jednego dnia i nie może jej przyjąć.
Rodzina jest załamana i w ciężkim szoku. – W maju ubiegłego roku mama upadła i doznała złamania kości miednicy. Trafiła do szpitala na chirurgię. Kość się zrosła, ale pani Stanisława nabawiła się strasznych odleżyn. W pośladkach miała dziury wielkości pięści. – Ze szpitala zabraliśmy mamę do domu – córka ociera łzy. – Przeżyliśmy gehennę. Przekładaliśmy ją co chwilę, co dwa dni przyjeżdżał lekarz z pogotowia, który wycinał jej martwą tkankę. W końcu udało nam się zmniejszyć odleżyny do wielkości paznokcia.
W trakcie leczenia odleżyn rodzina pani Stanisławy zaczęła zabiegać o przyjęcie mamy do ZOL-u w Szprotawie. Placówka miała doskonałe referencje i była znana z tego, że trafiają do niej pacjenci leżący, a wychodzą o własnych siłach. Po trzech miesiącach się udało. W październiku ub.r. dla mamy pani Janiny znalazło się miejsce. – To, co zrobiły panie z zakładu było naprawdę niesamowite – podkreśla córka. – Mama, chora na Parkinsona, zaczęła kontaktować. Wcześniej leżała, a zaczęła siadać na wózku i chodzić podtrzymywana.
Akcja dobrze przygotowana?
Teraz żeby noga S. Sobczak się zrosła, musi leżeć trzy miesiące plackiem. To pewne, że w tym czasie znowu nabawi się odleżyn, które mogą zagrozić jej życiu. – Lekarz ze szpitala powiedział mi, że ratunkiem jest endoproteza biodra – kontynuuje J. Kuliniak. – Mama po dwóch tygodniach po operacji mogłaby być rehabilitowana.
Rodzina pacjentki wybłagała pomoc w 105. Szpitalu w Żarach. Tam lekarze obiecali obejrzeć nogę pani Stanisławy w najbliższą niedzielę. – Oczywiście przewieziemy pacjentkę karetką z lekarzem, w terminie ustalonym przez rodzinę – podkreśla M. Sobolewski. – Gdy tylko dowiedziałem się o wypadku, od razu podjąłem procedurę wyjaśniającą. – Oferujemy wszelką pomoc rodzinie. - Szpital jest ubezpieczony – dopowiada J. Jabczyński.
Dyrektor podkreśla, że akcja przewiezienia pacjentów była doskonale przygotowana i dopięta co do minuty. Zawiódł czynnik ludzki. To jednak nie pomaga pani Stanisławie, która znowu nie może się ruszać.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.