Państwo Zofia i Jerzy Guździoł sprzedali mieszkanie, żeby sfinansować remont domu córki. W zamian liczyli na opiekę na stare lata. Ale srodze się zawiedli. Dziś tułają się po sądach.
Państwo Guździołowie odwiedzili nowosolską redakcję "GL”. - Liczymy na pomoc i zrozumienie. Wszyscy nas już opuścili, z własną córką i zięciem na czele - mówią. - Okazaliśmy im tyle serca, a teraz serca nam z bólu pękają. Tak nas potraktowali.
Nie wpisali do księgi
Guździołowie całe życie pracowali w górnictwie. W 1999 r. sprzedali akcje KGHM, które były ich głównym kapitałem. - Wraz z córką i zięciem postanowiliśmy, że kupimy dom i wspólnie zamieszkamy - relacjonuje pani Zofia. Wybór padł na dom we wsi pod Szprotawą. Kupili go. Ale wymagał kapitalnego remontu. - Córka zasugerowała, żebyśmy sprzedali mieszkanie w Polkowicach i przeznaczyli pieniądze na remont.
Tak zrobiliśmy - mówi pani Zofia. - Dziwiło mnie tylko, że córka nie wpisała nas do księgi wieczystej, jako współwłaścicieli. Obiecała, że zrobi to, kiedy zakończymy remont.
W tym czasie starsi mieszkali z młodymi na zasadach umowy użyczenia części domu.
Tymczasem pieniądze ze sprzedaży polkowickiego mieszkania jednak nie wystarczyły. Wtedy - jak mówią zdruzgotani rodzice - córka z zięciem namówili ich, żeby wzięli na siebie kredyt. Bo podobno młodzi nie mieli zdolności kredytowej. Ale obiecali, że będą go spłacać.
- Wzięliśmy ten kredyt, poszedł na remont domu. I wtedy spadł na nas grom z jasnego nieba - relacjonują rodzice. - Zięć mi powiedział, że nic od nich nie dostaniemy. I dostaliśmy pisemne rozwiązanie umowy użyczenia domu. Inaczej mówiąc, kazali nam się wynosić.
Pani Zofia nie może powstrzymać łez. - Przecież mam jeszcze wiersze córki z dzieciństwa, w których pisze, jak mnie kocha - szlocha kobieta. - Jesteśmy przybici ogromem bólu...
Ufali swoim dzieciom
Guździołowie musieli szukać sobie nowego lokum. Kupili poniemiecki dom w Gościeszowicach. Musieli wziąć kolejny kredyt. Tym razem bank zgodził się już tylko na kredyt hipoteczny. Jeśli przestaną go spłacać, stracą dom i zostaną bez dachu nad głową.
- Cała moja emerytura idzie na oba kredyty, jakie spłacamy - mówi pan Jerzy. - Żyjemy tylko z emerytury żony.
Wówczas postanowili pozwać do sądu córkę i zięcia. Żeby normalnie żyć, zażądali zwrotu łącznie 150 tys. zł. Niedawno jednak sąd oddalił pozew. - Bo córka i zięć cały czas twierdzili, że to była nasza darowizna - mówią rodzice. - Rzeczywiście żadnej umowy na piśmie nie spisywaliśmy. Ufaliśmy swoim dzieciom...
Mama ją oczernia
Dzwonimy do córki państwa Guździoł. - To sprawa prywatna i nie chcę o tym mówić - odpowiada kobieta, ale po chwili dodaje: - Nigdy w życiu nie skrzywdziłam rodziców. Mama po prostu mnie oczernia. Przecież bardzo często rodzice pomagają finansowo swoim dzieciom, ale żeby potem żądać w sądzie zwrotu tej pomocy? To jest niepojęte. Jest mi przykro.
Córka podkreśla, że prawo jest po jej stronie, bo sąd oddalił pozew rodziców. - Rodzice mogą przecież odwołać się od tego wyroku - podkreśla.
Państwo Guździoł rzeczywiście chcą się odwołać. - Ale nie stać nas już na adwokatów. Może znajdzie się któryś, który nieodpłatnie napisze nam apelację? - zastanawiają się Guździołowie.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.