Gdy piorun uderzył w dom, Tadeusz Kominek spał. Straż pożarną powiadomiła sąsiadka, która tej nocy czuwała, bo boi się burzy.
- W sobotę zaraz po północy dostałem telefon, że pali się dom. Byłem zagranicą. Jak znalazłem się za kółkiem? Nie pamiętam. Drogi też, choć przejechałem 600 kilometrów. Taki był stres! - opowiada Sebastian Kominek z Przecławia koło Szprotawy.
Sebastian od trzech lat pracuje w Niemczech. - Wszystkie oszczędności pakowałem w chałupę - opowiada drżącym głosem. - Na parterze długie lata byłem z rodzicami. Potem ze strychu zrobiłem mieszkanie.
Sąsiedzi mówią, że mieszkanie było piękne. - Harowałem, było mnie stać. Może dobrze, że nie było mnie w trakcie pożaru, może wszedłbym w ten ogień - ścisza głos Kominek.
Szczęście w nieszczęściu
W styczniu Sebastian ożenił się z Agnieszką. Planowali dziecko. - Szczęście, że tym razem Agnieszka wyjechała ze mną, bo byłbym już wdowcem. Niewiele brakowało, a ojciec zginąłby w pożarze. Na wiosnę, pożegnaliśmy mamę. Chorowała na raka - Sebastian przerywa, powstrzymuje łzy. Po chwili: - Czy to już koniec nieszczęść?
Po straż pożarną zadzwoniła sąsiadka Kominków, Bogusława Nowacka. - W domu wszyscy spali - wspomina. - Czuwałam, bo boję się piorunów. Wydawało się, że już po burzy, gdy nagle domem wstrząsnął grzmot! Zgasło światło. Nagle poczułam swąd. Wyszłam z domu i zobaczyłam dym. Wtedy obudziłam męża. Kazał dzwonić do strażaków.
Ogłuszył go piorun
Nowaccy wiedzieli, że w mieszkaniu jest Tadeusz Kominek, ojciec Sebastiana. Walili do drzwi i okien. Cisza... - Byłem w szoku, lekarz mówił, że zostałem ogłuszony przez piorun. Musieli drzwi wywalić. Kiedy wyciągnęli mnie z domu, dostałem jakiś zastrzyk. Potem zaprowadzili do sąsiadki i tam żem siedział. Nie wiem jak długo - opowiada pan Tadeusz.
- Wszystko w pół godziny poszło z dymem - wzdycha sąsiadka.
Dom był objęty ubezpieczeniem rolniczym. W Przecławiu był już agent PZU, który stwierdził że Kominkowie nie dostaną więcej niż przewiduje suma ubezpieczenia. Znaczy 54 tysiące za budynek i 17 tysięcy za mienie. - Strażacy wycenili straty na 160 tysięcy - mówi Sebastian. - Ale z większości sprzętów, na przykład nowej lodówki, nie zostało nic, i nie wzięli ich pod uwagę.
Czekają na pomoc
- Jeśli rodzina wystąpi do nas o pomoc, zrobimy co w naszej mocy. Wiem, że chcą się budować. Są ambitni i pracowici - zauważa Marek Szylińczuk, wójt Niegosławic. - Mogę pomóc zwalniając z podatku czy wykonać przyłącza pod nowy dom za minimalną cenę. Jednak o pomoc finansową powinni się zwrócić do ośrodka pomocy społecznej.
- W ośrodku przyznali nam 3 tysięcy złotych - przyznaje Kominek. - Dla mnie każdy grosz jest ważny. Czekam na przyznanie specjalnego konta przez Caritas, bo nie ukrywam, że liczymy na gotówkę. Przydałyby się też materiały budowlane.
- O nieszczęściu pod Częstochową trąbi cała Polska i poszkodowanym szybko przyznano pieniądze. Dlaczego nam się taka pomoc nie należy? Że tylko nasz dom ucierpiał? - pyta Agnieszka Kominek.
autor: Krzysztof Fedorowicz, źródło: Gazeta Lubuska
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.