- Dopóki nie zmieni się dyrektor lubuskiego Funduszu, nie podpiszemy kontraktów - zapowiadają doktorzy. Ich zdaniem Hatka nie lubi lekarzy
Bomba wybuchła w piątek, gdy Porozumienie Zielonogórskie poszło negocjować z Heleną Hatką. Strony rozmawiały m.in. o podziale dodatkowych pieniędzy. Z 25 mln zł rodzinni chcieli dostać około 3 mln zł, a Hatka nie zgadzała się. Po trzech godzinach lekarze wyszli. Twierdzą, że szefowa Funduszu zerwała negocjacje. - Wstała i bez słowa wyszła - mówi wiceprezes lubuskiego oddziału Porozumienia Krzysztof Radkiewicz. - Nie damy sobą pomiatać. Ona nienawidzi lekarzy - dorzuca prezes Marek Twardowski.
Czy nie podpisane kontrakty oznaczają, że około 800 tys. pacjentów w Lubuskiem zostanie od stycznia bez podstawowej opieki medycznej? - To najczarniejszy scenariusz. Zrobimy wszystko, aby do tego nie dopuścić. Będziemy interweniować w rządzie - zapowiada Twardowski.
Wczoraj rano Porozumienie wysłało pismo do prezesa NFZ Jerzego Millera. Żądają natychmiastowego odwołania Hatki. Tylko wtedy podpiszą kontrakty na przyszły rok.
- Nie chodzi o to, jak nas potraktowała - przekonują rodzinni. - Nie mamy do niej zaufania, bo skłóciła środowisko medyczne i nie dotrzymuje umów.
- Obiecywała, że w 2006 roku szpitale dostaną co najmniej tyle pieniędzy, co w tym roku - potwierdza Marek Zaręba, prezes Porozumienia Zachodniego zrzeszającego dyrektorów szpitali. - Ale niektórym zaproponowała mniej. Dopiero po naszym proteście u Millera, stawki nieco wzrosły.
- To nie my zerwaliśmy negocjacje, tylko Porozumienie - twierdzi zastępca dyrektora lubuskiego NFZ Stanisław Wróblewski. - My zostaliśmy, oni wyszli.
Zdaniem Wróblewskiego, nawet gdyby strony się nie dogadały, fundusz chciał podpisać tzw. protokół rozbieżności. Jest on wstępem do dalszych rozmów. Ale do tego nie doszło.
Wczoraj Hatka pojechała do Warszawy.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.