W Województwie lubuskim jest blisko 60 tys. osób, które od ponad roku nie mogą znaleźć pracy. I nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie liczba ta się zmniejszyła. - Oni nie radzą sobie na rynku pracy, a wielu straciło już wiarę w lepsze jutro - twierdzą urzędnicy lubuskich pośredniaków.
Pani Ewa ma 52 lata, skończyła zawodówkę i w swoim zawodzie pracowała przez 18 lat w dużym zakładzie państwowym. Gdy ten upadł, została bez środków do życia. Twierdzi, że jest już za stara, by uczyć się czegoś nowego, zresztą i tak nie wierzy, że dostanie pracę. Od trzech lat jest zarejestrowana w pośredniaku. Wprawdzie w wakacje dorabiała zrywając owoce, ale po sezonie znowu zarejestrowała się w urzędzie pracy. To statystyczna osoba długotrwale bezrobotna. W Lubuskim jest ich blisko 58 tys. czyli 65 proc. wszystkich bezrobotnych w regionie. Co trzecia osoba szuka u nas zatrudnienia dłużej niż dwa lata.
Jak twierdzi Edward Kraszewski, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Zielonej Górze, osoby długotrwale bezrobotne to głównie mieszkańcy wsi z terenów po PGR-ach. - Nikt się nimi nie interesuje i rośnie tam już kolejne pokolenie bez nadziei na lepsze jutro. Ukończyli zaledwie gimnazjum i nie mogą znaleźć pracy na miejscu. Żyją najczęściej z tego, co da im las - mówi. Według niego nie ma szans, by te alarmujące liczby zmniejszyły się w najbliższym czasie. Jak tłumaczy, inne grupy jakoś sobie radzą na rynku, jest spora rotacja, o czym świadczy chociażby sukcesywny spadek stopy bezrobocia. W tej grupie od dłuższego czasu jednak nic nawet nie drgnęło. Większość długotrwale bezrobotnych zostanie więc jeszcze przez lata na garnuszku państwa. - Próbujemy ich aktywizować, ale bez oczekiwanych efektów. Co z tego, że oferujemy im kursy, szkolenia. Wszystko to jest bezskuteczne, bo oni nie chcą się przekwalifikować. Najlepiej chcieliby pracę od zaraz, dostać łopatę czy siekierę do ręki i stałe zatrudnienie. Takich ofert jednak jest coraz mniej - mówi Kraszewski.
Najgorzej jest w powiecie nowosolskim, gdzie długotrwale bezrobotnych jest prawie 7,4 tys., żagańskim (6 tys.) i żarskim (prawie 7 tys.). - Nawet gdyby ktoś z małej wioski znalazł pracę w pobliskim mieście za 800 zł, to mu się to nie opłaca, bo musi odliczyć dojazd do pracy, dzieci nie dostaną darmowych obiadów w szkole, straci zasiłek z pomocy, a i tak nie ma pewności, czy to praca na stałe, czy tylko na krótki okres. Woli nie palić mostów pomocy socjalnej i pracować na czarno - twierdzi Kraszewski. Z jego wyliczeń wynika, że co trzeci zarejestrowany bezrobotny jest w ewidencji pośredniaków tylko dla bezpłatnych świadczeń zdrowotnych, a pracuje w szarej strefie.
W przypadku długotrwale bezrobotnych dochodzi też kryterium wiekowe. W najgorszej sytuacji są ci, którzy mają więcej niż 45 lat. Grupa osób bez pracy powyżej 55 roku życia wzrosła aż o prawie 3 tys. osób, a zdaniem urzędników, pracodawcy chcą młodych, mobilnych. - Więcej też pieniędzy przeznacza się na zapobieganie marazmowi wśród młodych bezrobotnych, do których kieruje się różne programy aktywizujące. Oni są bardziej prężni, chłonni, mobilni. Tam pieniądze są aktywnie wykorzystywane - przyznaje Kraszewski.
Jedynym optymistycznym akcentem w całej sytuacji jest fakt, że liczba osób bez pracy powyżej dwóch lat nie powinna rosnąć, bo nie ma już dużych zakładów, które zwalniałyby pracowników zbiorowo, a to właśnie takie osoby zasilały szeregi bezrobotnych.
W województwie lubuskim, chociaż ogólnie od kilku lat bezrobocie spada, nadal jesteśmy w czołówce województw z najwyższą stopą bezrobocia. Obecnie wynosi ona 23,3 proc.
Forum
Brak odpowiedzi na forum w tym temacie
Opcja odpowiadania na forum jest aktualnie niedostępna.