Wielkie pożary miasta

Pożary to jedna z wielkich sił niszczących od wieków zagrażających człowiekowi. W historii świata wspomina się o wielkich pożarach (np. wielki pożar Rzymu w 64 roku), są one także wpisane w dzieje wielu miast średniowiecznych. Szprotawa nie była w tym względzie wyjątkiem, ogień niszczył ją wielokrotnie.

Przyczyny zaprószenia ognia mogły być różne. Mogli wzniecać je ludzie (umyślnie lub przez nieuwagę), jak i wyższe siły natury (pioruny podczas burzy). Pożary w ówczesnych miastach były niezwykle groźne. Wpływ na to miał zarówno sposób zabudowy jak i prymitywne sposoby gaszenia. W średniowieczu Szprotawa posiadała niewiele budowli murowanych. Jedną z pierwszych był murowany kościół z połowy XIII wieku, ponadto dwukondygnacyjny zamek otoczony murem i fosą z przełomu XIII i XIV wieku. Trzecią kamienną budowlą był ratusz wzniesiony w poł. XIV wieku. Miasto otoczono także kamiennymi murami (XIV – XVI wiek). W mieście dominowała gęsta zabudowa mieszkalna – drewniana. Wiadomo także, że przy rynku ustawione były drewniane budy i hale targowe.

Pierwszy wymieniany pożar dotknął Szprotawę przed rokiem 1260. Przypuszczalnie zniszczył on całe miasto a wraz z nim dokument lokacyjny, co uniemożliwia ustalenie dokładnej daty nadania praw miejskich. Jednak z tym wydarzeniem wiążą się kolejne. Po odbudowie miasta w kościele parafialnym dokonano aktu konsekracji nowego ołtarza głównego (około 1260 roku). Wydano wtedy dokument konsekracyjny, który wymienia Szprotawę jako civitas – miasto.

„Czerwony kur” był plagą ówczesnych miast. W XV stuleciu zebrał obfite żniwo, w Szprotawie aż dwukrotnie. Choć o pożarze z 1422 roku wiemy niewiele możemy być pewni, że wyrządził miastu olbrzymie szkody. O wiele groźniejszy był pożar z 1473 roku. Rzekomo wzniecił go Marcin Rinkenberger – żagański opat Augustianów, który schronił się u szprotawskich Magdalenek (obawiał się gwałtownej reakcji księcia Jana I, który żałował sprzedaży księstwa Żagańskiego książętom saskim, a której doradcą i pośrednikiem był sam opat). W nocy z 11 na 12 sierpnia w komnacie, w której spał Rinkenberger doszło do zaprószenia ognia. Mieszczanie poprzysięgli mu zemstę, Augustianie od tego czasu omijali Szprotawę z obawy przed odwetem miejscowej ludności. Kronikarskie zapiski mówią o kilkunastometrowych płomieniach, które nie oszczędziły nawet zamku i kościoła. Po pożarze miasto odbudowywało się dzięki pomocy ościennych ośrodków, Kożuchowa, Zielonej Góry, Wschowy, Ścinawy i Wołowa. Natomiast żadnej pomocy nie udzielili kanonicy regularni Św. Augustyna z Żagania.

Nie mniejsze straty spowodował kolejny wielki pożar z 19 czerwca 1672 roku. Zniszczeniu uległa cała zabudowa w obrębie pierścienia obronnego. Spłonęło wszystko aż do gruntu: ratusz z wieżami, kościół, klasztor, budynki mieszkalne i użytkowe. Ogień dotarł także do zabudowań poza murami: młynu, tartaku, garbarni i wyspy rybackiej. Wiadomo także, że pożar powstał w suszarni słodu w domu szprotawskiego szewca Georga Laubischa (przy ulicy Nowej – dzisiejsza Świerczewskiego). Niemal cudem ocalało miejskie archiwum znajdujące się pomiędzy wieżami ratusza, Brama Głogowska i położony przed nią kościół św. Jerzego. Ludność schroniła się w cesarskim garnizonie i okolicznych chatach, bytując tam aż do odbudowy miasta.

Za sprawą cesarza i króla Czech Leopolda I miasto szybko wracało do życia. Monarszy „ordynans” z 27 czerwca wprowadzał nakaz wznoszenia murowanych przewodów kominowych, ścian szczytowych zabudowy przyrynkowej oraz likwidację drewnach kramów i bud z rynku i jego okolic. Miało to uchronić Szprotawę przed powtórzeniem się kataklizmu. Niestety nie zastosowano się do tych poleceń. Wciąż dominującym materiałem budowlanym było drewno, co srodze zemściło się kilka lat później. Otóż 23 czerwca 1702 roku Szprotawa znów stanęła w płomieniach. Tym razem ogień zaprószyły służące piwowara Kiecke (na ulicy Rossenstrasse). Poprzez nieostrożne obchodzenie się z lampą doprowadziły do pożaru domu i konsekwencji miasta. Straty były ogromne. W ciągu 2 godzin spłonęła niemal cała zabudowa oraz wodociągi biegnące przez fosę i Szprotkę.

Tym razem mieszkańcy wykazali się większą przezornością. Od teraz obowiązywały kamienne lub ceglane ściany pieców i kominów, utworzono drogę przeciwpożarową. Odbudowa trwała długo, prace we wschodniej części miasta zakończono w 1728, w zachodniej o 4 lata później. Odbudowę nadzorował Graf Johann Heinrich von Ninbtsch – starosta landowi. Większa przezorność doprowadziła do tego, że żaden pożar się już nie powtórzył. Wydarzenia z 1702 roku jeszcze długo odbijały się echem. W latach 80 tych i 90 tych obowiązywała w Szprotawie 25% refundacja kosztów wznoszenia murowanych budowli. Możliwe to było ze względu na dobry stan szprotawskiej kasy i starania barona Goesa.

Jak wiadomo w późniejszym okresie w Szprotawie miało miejsce jeszcze kilka mniejszych pożarów, 1 sierpnia 1782 roku spaliły się 22 szopy, 3 domy i budynek na Żagańskim Przedmieściu; 15 stycznia 1796 spaliły się 3 ceglane szopy, „Scheuern” przy Hospital Vorwerk i ulicy Steinweg; 23 marca 1796 roku spaliło się 21 przednich i 3 tylne domy przy ulicy Głogowskiej i Żydowskiej.